piątek, 11 listopada 2016

Tydzień z życia leniwca, czyli o studiach słów kilka cz.1

Moją aktywność życiową od momentu moich urodzin do teraz można przedstawić jako jedną, długą sinusoidę. Kiedy jest na górze, chce mi się wszystkiego - biegam, dużo pracuję, uczę się języka, w ogóle się uczę itp. Ale jak to w sinusoidzie bywa przychodzi też moment spadku - a wtedy... oj, wtedy mogłabym być wzorową córką Chujowej Pani Domu.

PONIEDZIAŁEK

  • 6.30 dzwoni budzik. Nie mój. Znów moja współlokatorka chciała ambitnie wstać wcześnie i brać się za pisanie pracy inżynierskiej - czasem nawet faktycznie jej się to udaje (zazdro). Delikatnie próbuje dać jej znać by wyłączyła telefon, bo mimo dość intensywnego odgłosu Paula śpi jak zabita. Po piętnastu razach budzik się wreszcie ucisza, a my dalej idziemy spać.
  • 8.30 dzwoni budzik. Tym razem rozpoznaję w nim wstrętny odgłos mojego telefonu. Jeszcze pięć minut...
  • 9.20 wybiegam z akademika, jak zwykle bez śniadania z byle jakim makijażem. Dziś poniedziałek, a więc trzeba iść do pracy. Będąc już tak blisko przystanku żegnam wzrokiem odjeżdżający właśnie tramwaj nr 24, który wysadziłby mnie niemal pod drzwiami firmy. No cóż, wsiadam w kolejny byle jaki, dojeżdżam na Bagatelę i dalej z buta. Uwielbiam to...
  • 9.50 - Poproszę kanapkę z pastą jajeczną i kawę latte. (Próbuję nie zwracać uwagi na uśmiechający się do mnie szeroko omlet z owocami i bitą śmietaną... Trzeba oszczędzać, trzeba się odchudzać, trzeba... a co tam, pierd*lić to!) I jeszcze jeden omlet na wynos.
  • 9.51 dopadają mnie jak zawsze wyrzuty sumienia - godzina ciężkiej pracy pójdzie mi w dupsko. Następnym razem zrobię sobie drugie śniadanie w domu.
  • 10.00 work work work work work work
  • 18.00 home home home home home home, o kuźwa jak piździ na zewnątrz!
  • 18.05 znów żegnam wzrokiem ulubiony tramwaj nr 24, no cóż - przejdę się.
  • 18.30 cała zesztywniała, jak zwykle z pełnym pęcherzem wpadam na akademik modląc się w duchu o wolną toaletę. Rozgrzewając stare kości i kontemplując nad wyglądem akademikowej łazienki zastanawiam się, co zjeść na obiad - ryż z cukrem, czy pyzy z Biedronki. Pyzy wygrywają kolejny dzień z rzędu.
  • 19.00 pyszne pyzy ziemniaczane skąpane w złocistym oleju iskrzą się na talerzu, a ich kuszący zapach sprawia, że pochłaniam pierwszego niemal w całości, parząc sobie przy tym język. I do tego zapomniałam posolić!!! No k###a mać! 
  • 19.05 żeby sobie umilić jedzonko odpalam jak zawsze swoje seriale - w końcu dziś poniedziałek, trzeba nadrobić zaległości z niedzieli, a godzina jeszcze młoda.
  • 22.00 pierwszy etap - panika. Już ta godzina? Jak to się stało?! Przecież mam prezentację na jutro do zrobienia!
  • 22.30 drugi etap - desperacja. Kogo tylko mogę proszę o pomoc, o inspiracje. Zaczynam czytać wikipedię, biczując się w duchu, że nie zrobiłam tego wczoraj, jak miałam wolne...
  • 23.15 trzeci etap - rezygnacja. Przecież to tylko seminaria, to nic, że będę musiała opowiedzieć o swojej pracy inżynierskiej, której jeszcze nie mam, w końcu jestem mistrzem improwizacji. Poza tym, pani profesor jest miła, na pewno spodobają się jej moje obrazki i wykresy, które są na co drugim slajdzie. W sumie to ładna ta prezentacja.
  • 00.30 niby powinnam już iść spać, ale jakby tak obejrzeć jeszcze jeden serial... Hmm...

WTOREK

  • 7.00 znowu ten przeklęty dzwonek. Przeklinam się, że wczoraj zamiast iść spać wcześniej oglądałam kolejny odcinek Kuchennych Rewolucji... Ledwo stawiając stopę na zimnej podłodze od razu przyrzekam sobie w myślach, że po zajęciach pierwsze co zrobię, to drzemka.
  • 8.00 ustawiam się w ogonku do zgrania prezentacji, licząc, że moja nie okaże się najgorsza
  • 9.00 nie było tak źle, jednak obrazki zrobiły swoje. Kończymy zajęcia wcześniej, co oznacza godzinę czekania na następne.
  • 9.30 ciepłe łóżeczko jak zwykle nie zawodzi. A zajęcia odrobię z inną grupą...
  • 12.00 pierwsze wyrzuty sumienia spowodowane swoim hiperlenistwem. Jak co tydzień.
  • 13.00 kolejne zajęcia z przedmiotu, na którym nie byłam tydzień temu, bo praca. Zanim zczaję, o co tam chodzi, to jest już koniec zajęć. Yhm. Czuję, że pokocham ten przedmiot.
  • 16.00 co by tu dziś zjeść na obiad... Patrzę na stan konta i portfela. Not so bad. Zamawiam ulubiony makaron z brokułami prosto do pokoju, pożyczając dychę od Pauli, bo nie chcę mi się wyjść do bankomatu, który jest 20 m od akademika. Puszczę jej kasę przelewem.
  • 16.45 tradycyjnie pora na film, żeby obiad był smaczniejszy.
  • 17.00 dzwoni telefon. Czas na randkę, ale nie dziś, bo wiesz - nauka. Obydwoje wiemy, że to gruba ściema, ale spróbować zawsze można.
  • 19.00 hmm, może by tak zacząć pisać pracę? Tak, czuję to, czuję przypływ weny! Tworzę nowy plik, daję mu nawet nazwę <praca inż> i... przypominam sobie, że jutro labsy, trzeba nauczyć się instrukcji i teorii. No to tyle by było z pisania na dziś. A Paula ma już 20 stron...
  • 19.15 czytam to i czytam i za ciul nie wiem o czym ja czytam. Wieszcząc sobie marny los na jutrzejszych labsach rozmyślam nad biznesem, który przyniósłby mi pieniądze i spełnienie zawodowe. Chyba takiego nie ma, zostaje wygrana w totolotka. Co mnie podkusiło, by studiować chemię???
  • 20.30 poddałam się. Oszukując się w myślach wmawiam sobie, że przeczytam tę instrukcję jeszcze raz rano, w końcu jutro mam dopiero na 13.00. Ale nie, zaraz, muszę odrobić te zajęcia z dzisiaj... 
  • 21.00 otwieram excela do projektu. Patrzę na te cyferki niczym zdziwiony kotał, i tak szybko jak go otworzyłam tak też go zamykam. Mam jeszcze duuuużo czasu. Z dnia na dzień mniej, ale ciągle duuuużo.
  • 22.00 w brzuszku burczy. Wypada wręcz coś zjeść.
  • 23.15 po wieczornej kąpieli i wszystkich zabiegach upiększających przebieram się w piżamkę i od razu kładę się do łóżeczka. Ale w sumie ta godzina jest jeszcze taka wczesna, a jutro mogę pospać do 09.40... Nie no, muszę obejrzeć jakiś serial. Może coś nowego, może Narcos?
  • 3.50 kurwa. Piątego odcinka już nie dam rady.

ŚRODA

  • 7.00 słyszę jak Paula harcuje po pokoju. Patrzę na zegarek i z radością a trochę z wyrzutem stwierdzam, że mam przed sobą jeszcze dwie i pół godziny słodkiego snu. Byleby tylko był względny spokój - po mieszkaniu w domu rodzinnym przez większość wakacji mój organizm odzwyczaił się od trybu <akademik>.
  • 9.40 o dziwo wstaję całkiem rześka. Może zamiast spać bo 7 godzin powinnam spać 4-5?
  • 10.00 cholera! Ten sok, który wczoraj miał dziwny smak - myślałam, że spowodowany zmieszaniem się ze smakiem pasty do zębów - jednak naprawdę okazał się być zepsuty. Czuję, że zaczyna boleć mnie brzuch.
  • 11.00 z drżącym sercem pędzę na zajęcia, bo okazało się, że grupa, z którą chcę je odrobić ma je w mniejszej sali niż myślałam i może nie być dla mnie miejsca. Na szczęście się mieszczę, uff. Wczorajsze wyrzuty sumienia są już wspomnieniem.
  • 12.30 nawet fajnie było na tych zajęciach. Szkoda tylko, że zapomniałam przeczytać instrukcję na labsy, które zaczynają się za 10 minut...
  • 12.45 zaczyna się wielka improwizacja. Dobrze, że na większość pytań można udzielić odpowiedzi kierując się logiką. Oby pan magister miał dobry dzień.
  • 14.30 pan magister miał dobry dzień. 5.0 (nie no, żeby nie było - raz to przeczytałam, nie?)
  • 15.00 hmm, co by tu robić? Nauki na jutro nie ma, pracy mi się na razie nie chce pisać, głodna jeszcze nie jestem... Wiem, poszukam nowych konkursów. Ostatnio wygrałam Samsunga S7 i głośnik JBL (głośnik wygrany w konkursie Jogobelli - wierzcie lub nie, ale cały czas myślałam, że JBL to skrót od nazwy organizatora konkursu xD), może zacznę się z tego utrzymywać, póki mam dobrą passę?
  • 16.00 wszystkie internety przejrzane, idę się zdrzemnąć.
  • 18.00 ok, teraz muszę coś zjeść. Pyzy wyszły, czas na ryż.
  • 18.30 dzwoni telefon. Rendez vous, dzisiaj? Niee, jutro. Zrobimy kolacje i będzie fajnie. A dziś - nauka.
  • 21.00 łapią mnie wyrzuty sumienia za każdym razem jak spojrzę na uczącą się Paulę. Drukuje sobie plan i kalendarz z zaznaczonymi terminami. Czas wziąć się do roboty!
  • 21.20 ale za nim to nastąpi to czas obejrzeć nowy odcinek Narcosa! Czuję, że dziś już nic nie zrobię.
  • 01.40 dobranoc.
CDN.

2 komentarze :

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. 56 yrs old Developer II Standford Rixon, hailing from McBride enjoys watching movies like Doppelganger and Puzzles. Took a trip to Historic Centre of Guimarães and drives a Impala. Standardowe miejsce

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka