czwartek, 2 lutego 2017

O wygrywaniu konkursów słów kilka


Cześć. Zanim przejdę do sedna chciałabym - znowu - ubiczować się publicznie za brak konsekwencji i lenistwo. Nie zaglądałam tu od 3 miesięcy, ale w tym czasie m.in. stałam się inżynierem :D, więc jak się pewnie domyślacie czas ten poświęcony był głównie na pisanie mojej pracy dyplomowej i wszystkie inne męczarnie związane z otrzymaniem tego "tytułu". Jak wygląda obrona, ile stresu to powoduje i co tak naprawdę o tym sądzę postaram się opisać w następnych postach. Mam teraz caaaały miesiąc luzu, więc może wreszcie uda mi się utrzymać blogową regularność. Ale do rzeczy!

Udział w konkursach - jak to się zaczęło?

W konkursach brałam udział chyba od zawsze. Jeden z pierwszych jakie pamiętam, to konkurs na najładniejszy rysunek dla Mikołaja organizowany dla dzieci w centrum handlowym w okresie świątecznym. Pamiętam, że wygrałam wtedy jakieś przybory do malowania i słodycze, więc śmiem twierdzić, że w uważałam się wtedy za najszczęśliwszą osobę pod słońcem. Potem przyszedł czas na udział w konkursach szkolnych wszelkiej maści. Oczywiście z sukcesami, bo jako rozpieszczona, zarozumiała jedynaczka wykreowałam w sobie tak wysokie ambicje, że tłumaczą one ich brak w życiu obecnym (po prostu wyczerpałam już swój limit za młodu). Co ciekawe, nigdy nie udało mi się zająć pierwszego miejsca w konkursach najwyższej rangi, więc mam nadzieję, że ten "pierwszy raz" jest ciągle przede mną. Najmocniej utkwiły mi w głowie dwa szkolne konkursy: recytatorski na poziomie regionalnym (chyba, już nie pamiętam dokładnie) w podstawówce, gdzie ze stresu zapomniałam tekstu, ale i tak jakimś cudem otrzymałam wyróżnienie i piękną książkę o twórczości Jacka Malczewskiego, którą mam do dziś i drugi, dziennikarski w gimnazjum. Do niego podchodziłam dwa razy i myślę, że najmilej go wspominam. W pierwszej klasie przeszłam do drugiego etapu (pierwszy to napisanie pracy na konkretny temat), który polegał na udzieleniu odpowiedzi na zadane przez komisję pytania. Niestety, stres mnie wręcz pożarł w całości. W drugiej klasie było znacznie lepiej - w efekcie dostałam się do finału, gdzie razem z kilkoma innymi osobami rywalizowaliśmy o tytuł najlepszego młodego dziennikarza w moim pięknym mieście :D. Wtedy to się dopiero działo. Ahh te czasy. Pamiętam, że jednym z zadań było wylosowanie przed całą publicznością informacji typu: "Za chwilę nie będzie w mieście prądu" i przekazanie jej "widzom" na antenie. Strasznie fajny konkurs, ciekawe czy go jeszcze organizują... Tak czy siak, udało mi się tam zająć drugie miejsce, co i tak było dla mnie wtedy dużym osiągnięciem. Wygrane radio CD gra do dziś :P Zresztą, jeśli Was to ciekawi odsyłam do krótkiego artykułu tutaj. 

Konkursy "na poważnie"

Ale oczywiście nie o konkursach szkolnych chciałam tutaj pisać. W gimnazjum pierwszy raz wzięłam udział w konkursie z "Victora Gimnazjalisty", który polegał - znowu - na napisaniu pracy odnośnie jakiejś książki. Też dokładnie nie pamiętam, bo było to lata temu. Udało mi się wygrać wtedy tę książkę i również wiązało się to z przeświadczeniem "wygrałam książkę - mogę wygrać wszystko!" :D. Wtedy również nabrałam wiary, że te konkursy to nie jest wcale takie oszukaństwo, za jakie uważają je inni.

W końcu przyszedł czas na coś konkretnego. Z małą pomocą kolegi dowiedziałam się o konkursie organizowanym na facebooku przez Swatcha, który polegał na ułożeniu jakiejś układanki na czas. Zwycięzca z każdego dnia wchodził w posiadanie zegarka tej marki, który w tamtym czasie kosztował ok. 500 zł. Dla mnie w gimbazie był to prawdziwy majątek. Oczywiście, z małą pomocą mózgu mi i koledze udało się wygrać :D. Zegarek, które pierwotnie miał iść na sprzedaż jest moim ulubionym zegarkiem do tej pory. Od razu mogę Wam powiedzieć, że rzeczy, które się wygrywa tak do siebie przywiązują, że ciężko jest je sprzedawać. Przywiązanie to jest wprost proporcjonalne do ilości zaangażowania, jaki się w dany konkurs włożyło.

Po pierwszym wygranym zegarku nastąpił konkursowy boom. Wychodziłam z zajęć, żeby dzwonić do kina w konkretnej godzinie i wygrywać bilety na koncerty, które potem szły na sprzedaż, brałam udział we wszystkich konkursach, w którym były do wygrania jakieś pierdołki, typu wino, kosmetyki itp. To uczucie wygrywania tak mnie uzależniło, że kiedy nie udawało mi się nic wygrać dostawałam konkursowej delirki :D

Jednak największa jak do tej pory wygrana spotkała mnie pod koniec liceum. Któregoś dnia zobaczyłam w telewizji reklamę (tą poniżej) konkursu Coca-Coli Zero, w której do wygrania były bilety na Euro 2012, które jak zapewne pamiętacie było organizowane w Polsce. 

Jako że ja i mój Tatko staraliśmy się o wejściówki na mecz, ale niestety losowanie nie było dla nas szczęśliwe, postanowiłam wziąć udział, ale bez szczególnego przekonania, że się uda. Bardzo na spontanie, raczej w formie zabawy i z pomocą bardzo podstawowych narzędzi takich jak Paint i Windows Movie Maker :D zrobiłam humorystyczny filmik, w którym to przekonuję Organizatorów, że to właśnie my z Tatą powinniśmy pojechać na finał. Filmik został wysłany, a o konkursie zapomnieliśmy. Jak wspominałam, nikt nie wiązał szczególnych nadziei z tą "produkcją" :D

Aż do pewnego popołudnia. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Przychodzę ze szkoły, był piękny słoneczny dzień, siadam przed komputerem i zaczynam jeść na szybkości przygotowany obiad - gotowany ryż z brzoskwiniami z puszki (obiad premium! :D). Przeglądając po kolei wszystkie interesujące mnie strony wreszcie włączam pocztę, a tam... mail od Coca Coli. Nie przeczuwając niczego, chociaż serce zapewne zaczęło mi bić mocniej, odczytuje wiadomość i ryż, który akurat mieliłam w buzi momentalnie zostaje wypluty pod dużym ciśnieniem na ścianę (ślad na ścianie był przez kilka lat "na pamiątkę"). 2 miejsce... półfinał w Warszawie. Nie mogłam uwierzyć w to co czytam, byłam pewna, że to jest jakiś joke. Ale wszystko się zgadzało. Po kilku minutach osłupienia wreszcie się otrząsnęłam i zaczęłam czytać, co mam robić dalej. Okazuje się, że osoby biorące udział w wydarzeniu musiały mieć ważny paszport. Było to o tyle śmieszne, że mecz odbywał się w Polsce :P. No ale wymagania to wymagania. Szybki telefon do Taty, który był tak w szoku, że momentalnie przyjechał z pracy do domu, by się upewnić, że to prawda. Okazało się, że jego paszport był nieważny, więc Tata wpadł w panikę, że taka okazja przejdzie mu koło nosa. Na szczęście, po rozmowie z Organizatorem wystarczył dowód osobisty - w końcu mój udział w konkursie był spowodowany zrobieniem mu niespodzianki, więc słabo by było, gdyby się nie załapał na nagrodę. 

A nagroda była naprawdę konkretna: 2 bilety na mecz 1. kategorii, 2 noce w hotelu Bristol, zwiedzanie Stadionu Narodowego od podszewki, oglądanie rozgrzewki z poziomu murawy (to było najfajniejsze!), telewizor Sharp 70" 3D i inne atrakcje jak np. wycieczka łodzią komandosów po Wiśle, gra miejska i oczywiście torba z gadżetami. Ogólną wartość nagrody szacowano na ok. 60 tysięcy i szczerze Wam powiem, że to były jedne z najlepszych dni w moim życiu!
To ja milion lat temu (jeszcze brunetka!), a tam w tle biegają sobie Podolski, Klose, Ozil itd. 
Taka wygrana wystarczyła mi na kilka lat :P A tak serio, po prostu na jakiś czas wyczerpała mi się wena. Do października poprzedniego roku, jeśli brałam udział w czymkolwiek, to bez przekonania i jakiegokolwiek zaangażowania, więc logiczne, że nic nie wychodziło. Aż do października. Gdzieś mignęła mi informacja o konkursie Samsunga "Zostań legendą", gdzie do wygrania były gadżety Samsunga m.in. telefon S7 i pieniążki, które jak zwykle biednemu studentowi zawsze się przydają :P Tym razem naprawdę się postarałam, choć do końca nie byłam pewna, czy to, co mi wydaje się być zabawne i kreatywne takie będzie dla Jury. Uzbrojona w nieco lepsze narzędzia i bardziej profesjonalny sprzęt do nagrywania razem z małą pomocą Grażki nakręciłam filmik, pod którym nie wstyd mi się podpisać ;) W efekcie zajęłam - znowu - 2 miejsce i wygrałam telefon, ale i tak byłam bardzo usatysfakcjonowana. Wakacje będą musiały poczekać, za to S7 sprawuje się prześwietnie... w rękach Grażki, która zmiękczyła moje serce i dostała telefon ode mnie w prezencie. Taka jestem dobra siostra :P W międzyczasie udało się też zgarnąć głośnik JBL, który również stał się prezentem. Co będzie następne? :P

W jakich konkursach warto brać udział?

Cóż, zdaje sobie sprawę, że nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, bo są osoby, które z konkursów "żyją", ale myślę, że mogę podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami. Oto kilka zasad, którymi kieruję się, biorąc udział w czymkolwiek:
  • jak konkursy, to tylko takie, gdzie Twoją pracę ocenia Jury złożone z przedstawicieli Organizatora. Żadne lajki, smsy, udostępniania! Dlaczego? Lajki można kupić, loterie to łut szczęścia, a udostępnianie to najczęściej ściema. Wygrana w takich konkursach smakuje najlepiej, bo nikt nie może powiedzieć, że jesteś szczęściarzem, tylko po prostu masz łeb i jesteś kreatywny! =)
  • zawsze czytaj regulamin! Czasami są tam napisane istotne informacje, którą np. mogą dyskwalifikować Twoją pracę. Każdy porządny konkurs ma regulamin (najczęściej w pdf). Konkurs bez regulaminu nie jest warty zachodu.
  • im bardziej znana marka, tym bardziej rzetelny konkurs!
  • jeśli marka jest nieznana (nieznana ogólnie, nie tylko Tobie) a nagroda w konkursie niewyobrażalnie kusząca, konkurs jest na 99% ściemą!
  • za wypełnienie formularza nie dostaniesz 30 000 zł... za to sprzedasz swoje dane firmom telemarketingowym (wiem, co mówię - miałam "przyjemność" pracować w call center).
  • konkursy z zamkniętą galerią są najsprawiedliwsze (takie, gdzie pracę wysyłasz do Jury, a nie do ogólnodostępnej galerii), bo nikt nie będzie się na Tobie wzorował.
  • kreatywność przede wszystkim - liczy się w każdej formie, choć nie ukrywajmy - filmy punktują najbardziej!
  • czasami lepiej skupić się na jednym, konkretnym konkursie niż na kilku badziewnych - szybko wypalisz swoją wenę ;)
  • do szukania konkursów polecam stronę: www.sledzimykonkursy.pl, ale także przyglądanie się reklamom na różnych portalach. W ten sposób dowiedziałam się o JBL :P
To by było na tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego posta negatywnie w formie "przechwałki" (Grażka mówiła, żeby tego nie publikować, bo tak właśnie będzie), tylko jako zachętę do spróbowania swoich sił - czasami Wasza kreatywność może Was zaskoczyć, a jak już raz uda się coś wygrać, to potem nie będziecie mogli przestać działać :D Powodzenia!

2 komentarze :

  1. Bardzo interesujący post. Powodzenia w kolejnych konkursach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia w dalszych konkursach :D Świetny post i jak i również blog:)
    http://xgabisxworlds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka